Od czasu pojawienia się wilków, zwierzyna łowna przesunęła się bliżej miejscowości. Najczęściej spotykanym gatunkiem jest sarna, która na stałe „zagościła” blisko wsi i miejscowości. Nikogo nie dziwią sarny, pasące się w pobliżu zabudowań i ukrywające się w pobliskich remizach i trzcinowiskach. Jednocześnie mieszkańcy zauważyli, że ich psy przestały odwiedzać lasy w poszukiwaniu przygód. Na efekty tego zjawiska nie trzeba było długo czekać. W Trzemesznie Lubuskim przepadło bez wieści kilka psów, a winą obarczeni zostali oczywiście myśliwi i nieuważni kierowcy.

Niestety problem dotknął również sarny. Pierwsza została znaleziona w pobliżu domu Sołtysa. W niedzielę ,17.12. ten sam sołtys informuje o dwóch padłych sarnach („To pewnie wilki, ale w środku wsi?” – dziwi się): koza leży na ogrodzonym terenie nowowybudowanej remizy strażackiej, natomiast jej koźlę kilkaset metrów dalej, nomen omen niedaleko starej remizy.

Opieka nad psami jest obowiązkiem ich właściciela. Jeśli pies jest niedożywiony, zaniedbany, ale przede wszystkim wypuszczany wolno, na noc, znajdzie sobie pokarm. (Jeśli przyjrzycie się zdjęciu z terenu remizy, zobaczycie sprawcę). Dlaczego właściciele nie dbają o własne psy? Dlaczego wypuszczają lub nie zabezpieczają terenu, na którym trzymają psa? Dlaczego tzw. obrońcy zwierząt zapomnieli o tym problemie? Dlaczego skupili się na nas, myśliwych? Dlaczego…? Pytania można mnożyć i w obecnej sytuacji społecznej o odpowiedź nietrudno – i odpowiedzcie sobie sami. A dlaczego pseudoobrońcy atakują PZŁ, myśliwych? Bo mogą, bo ktoś im na to pozwala, bo mają to....- gdzieś, bo pieniądze, które płyną na właśnie tak ukierunkowaną działalność, są naprawdę duże i szybko się nie skończą.

Łatwy dostęp do pokarmu, to pokłosie mylnego dbania przez mieszkańców o żołądki zwierza lub niedbalstwo przy pozbywaniu się resztek pożywienia. Efektem są problemy wywołane przez dzika, który szukając pokarmu nawiedza ogródki działkowe, przydomowe; śmietniki i trawniki. Winą mieszkańcy obarczają nas, myśliwych. Przecież to najprostszy sposób na znalezienie odpowiedzialnego za własną głupotę lub zwykłą niewiedzę.

Jednym ze sposobów pozbycia się problemu z dzikami, „odwiedzającymi” stołówkę w Ostrówku jest stałe wykładanie karmy na pasach zaporowych oraz polowania indywidualne i zbiorowe w pobliżu najbardziej zagrożonych terenów miejskich. Efektem tych działań było pozyskanie kilkunastu osobników i zmniejszenie szkód. Jednak myliłby się ten, kto sądzi, że tamtejsza społeczność z sympatią odniosła się do podejmowanych działań. Podczas polowania zbiorowego prowadzonego w pobliżu najczęściej „odwiedzanych” przez dziki obszarów nasi koledzy spotkali się z chamskimi, obraźliwymi „słowami podzięki” ze strony tych samych mieszkańców, którzy wcześniej tak głośno narzekali na wizyty czarnego zwierza. Ot polska rzeczywistość.

A my - róbmy swoje.

Jacek Borowiecki